Rimmel Thrill Seeker Lip Latex 150 Magnetic – tafla błysku z charakterem, ale nie dla każdego
Po matowe pomadki sięgam zdecydowanie częściej – są dla mnie praktyczne, trwałe i komfortowe. Czasem jednak mam ochotę na coś innego, coś bardziej błyszczącego, coś, co przyciąga spojrzenie. Mam dzisiaj dla Was Rimmel Thrill Seeker Lip Latex w odcieniu 150 Magnetic, która znalazła się w jednym z ostatnich pudełek z kosmetykami Pure Beauty. Zaintrygowała mnie obietnicą błyszczącego wykończenia, obecnością składników pielęgnujących oraz formułą, która miała dawać efekt tafli na ustach i komfort noszenia. Czy rzeczywiście dostarcza tego, czego się po niej spodziewałam?
Rimmel Thrill Seeker Lip Latex 150 Magnetic – tafla błysku z charakterem, ale nie dla każdego
Rimmel Magnetic to odcień, który można by uznać za jeden z bardziej uniwersalnych – ładnie wyważony nude, nie wpadający ani zbyt mocno w róż, ani w pomarańcz. Dość bezpieczny i – przynajmniej na papierze – idealny do makijażu dziennego. Na dłoni zapowiada się naprawdę obiecująco. Niestety, na ustach nie jest już tak łatwo – pigmentacja nie zachwyca, a żeby uzyskać równomierne krycie, trzeba nałożyć kilka warstw. A to przy tak specyficznej formule nie zawsze kończy się sukcesem. Przyznam Wam, czar nieco prysł już na początku.
Aplikacja – piękno opakowania kontra rzeczywistość
Opakowanie jest bardzo estetyczne, matowe, dobrze leży w dłoni i nie wyślizguje się, a aplikator w kształcie diamentu pozwala na precyzyjne zaznaczenie konturu ust. Jednak sama aplikacja nie należy do najprzyjemniejszych. Formuła jest lepka, taka silikonowa i śliska, a po aplikacji miałam wrażenie, że pokryłam usta cienką, klejącą warstwą, która zbiera się w załamaniach i ledwo rozprowadza pigment. Uzyskanie równej tafli wymaga sporo cierpliwości i... akceptacji dla lekkiego dyskomfortu.
Efekt i wykończenie – tafla z niespodzianką
Zaraz po aplikacji efekt tafli jest wyraźny i zgodny z obietnicami producenta – usta wyglądają na pełniejsze i błyszczące, a przy dobrze przygotowanej skórze mogą robić wrażenie. Oczywiście jeśli przymkniecie nieco oko na trudności, jakie niesie ze sobą aplikacja Rimmel Lip Latex - niestety, ale jest to pomadka wymagająca nieco wprawy i cierpliwości :). Cały problem w tym, że produkt nie zastyga, co sprawia, że łatwo się rozmazuje i przenosi. Dodatkowo, pozostaje lepki przez cały czas noszenia.
Zaskoczeniem było dla mnie to, że po zniknięciu błyszczącej warstwy na ustach pozostaje delikatne zabarwienie – coś na kształt tintu. To może spodobać się osobom, które lubią efekt delikatnie podbarwionych ust nawet po kilku godzinach. W moim przypadku niestety kolor po czasie był nierówny i wyglądał mało estetycznie.
Smak – aspekt, którego nie da się pominąć
W produktach do ust smak bywa równie ważny jak komfort noszenia – chcąc nie chcąc, po prostu się go czuje. I niestety w tym przypadku jest to smak, który trudno zignorować. Dla mnie był nieprzyjemny, wręcz odpychający, co znacząco wpłynęło na ogólne odczucia z użytkowania. Nawet jeśli błysk wygląda ładnie – uczucie, jakie pozostaje na ustach, nie zachęca do ponownej aplikacji.
Skład – co dobrego znajdziemy w środku?
W składzie pomadki znajdziemy kilka ciekawych składników:
-
Sodium Hyaluronate – nawilża i wiąże wodę w naskórku,
-
Tocopheryl Acetate (witamina E) – działa przeciwutleniająco i wspomaga regenerację,
-
Panthenol (prowitamina B5) – łagodzi i zmiękcza,
-
Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder – koi i wspiera barierę skóry,
-
Stevia Rebaudiana Leaf/Stem Extract – naturalny antyoksydant.
Mimo obecności tych składników, nie zauważyłam realnego działania pielęgnacyjnego – owszem, usta były lekko nawilżone, ale tylko w czasie noszenia produktu. Nie odczułam, by cokolwiek się poprawiło przy regularnym stosowaniu.
Jeśli lubisz wyrazisty połysk, efekt tafli i nie przeszkadza Ci lepka konsystencja, być może Rimmel Thrill Seeker Lip Latex spełni Twoje oczekiwania. Dodatkowy plus za ładne opakowanie i precyzyjny aplikator. Dla mnie jednak – jako osoby preferującej matowe formuły i wyższy komfort noszenia – ten produkt się nie sprawdził. Trudna aplikacja, lepka warstwa, nierówne krycie i bardzo nieprzyjemny smak sprawiają, że raczej nie wrócę do tej serii.
A Ty? Lubisz błysk na ustach czy bliżej Ci do klasycznych matów? A może ten odcień z Pure Beauty sprawdził się u Ciebie lepiej? Daj znać – jestem bardzo ciekawa!
Oj to też zdecydowanie nie dla mnie. Nie lubię lepkiej konsystencji.
OdpowiedzUsuńświetna recenzja i sama uwielbiam te pomadki są bardzo trwałe ;)
OdpowiedzUsuńKusi mnie ten produkt od momentu jak wszedł na rynek. Jednak po przeczytaniu kilku recenzji dochodzę do wniosku, że dobrze iż go nie kupiłam. Tylko by mnie irytował.
OdpowiedzUsuńMi ta pomadka się podoba chociaż formuła faktycznie unikatowa i nie każdy będzie zadowolony 😀
OdpowiedzUsuń